Sferopedia
Sferopedia
Advertisement

Opowieść o Małoludzie (ang. the Story of Littleman) - jest to niziołczy mit o tym, jak ta rasa została zaadaptowana przez Yondallę. W przeciwieństwie do wielu innych mitów tego typu nie ma odrębnego aktu stworzenia ich, wskazującego na ich pierwszeństwo i wyższość nad innymi rasami. Historia może różnić się w zależności od regionu (np. na Wyspach Moonshae Yondalla występuje pod imieniem Perissa) czy planety, jednakże główne cechy charakterystyczne się powielają. Ten mit posiada swoją nazwę kanoniczną.

Z samej opowieści wywnioskować można, że ten "mały ludek" mógł wykreować się drogą ewolucji. Niemniej sama historia może nie przedstawiać pełni prawdy, być sprzeczna z późniejszymi kanonami bądź sytuacją na konkretnych kryształowych sferach (np. na Athasie nie było interakcji tamtejszych niziołków z Yondallą). Mimo wszystko może stanowić ciekawe źródło wglądu do kilku aspektów psychiki tej rasy.

W podręczniki babcia opowiada historię swoim wnukom i jest wyraźnie niedokończona. Dla łatwiejszego rozpoznania "kto kiedy mówi" oznaczono wypowiedzi (B) jako babcia i (W) jako wnuk, bez rozdzielania na który z nich to mówi.

Treść[]

(B) - Tu Petrilly, bądź kochanym dzieckiem i napełnij moją filiżankę. Bardzo dziękuję. Aha, i dodaj jeszcze kapkę z tamtej butelki, by nadać herbacie odpowiedniego charakteru. Dobra robota, dziewczynko.

(W) - Babciu babciu! Opowiedz nam tę historię! - z szerokimi oczami młodzieńcy czekali niecierpliwie, aż herbata staruszki zostanie odpowiednio wymieszana. Napiła się, cmoknęła i rozpoczęła.

(B) - Tak... historia o Małoludzie. Ale to nie jest tylko historia i pierwszym z niziołków... to też historia bogów. Bogów wielkiego ludu i złego ludu, ludzi i goblinów, którzy mieszkają w Siedmiu Niebiosach i spoglądają na światy i strzegą swoich wyznawców.

(W) - A Yondalla, babciu? Ona też tam jest, prawda?

(B) - Litości, dziecko! A gdzież indziej miałaby być? Wy, szkraby, wiecie że jest wielką obrończynią wszystkich niziołków. Oczywiście, że też tam mieszka! W rzeczywistości ta opowieść nie dotyczy tylko nas, Malutkich, lecz też i Yondalli. Ale w tamtych czasach, gdy zaczyna się nasza historia, nie była jeszcze naszą obrończynią. W rzeczywistości, w tamtym okresie, Yondalla była uznawana za większość jej towarzyszy jako bogini nieważna, a wielcy władcy ludzi, elfów, krasnoludów i potworów nie zwracali na nią uwagi.

(B) - Nie by była słaba czy potulna, pamiętajcie to, wręcz przeciwnie. Yondalla była śmiała i odważna, szybko wyrażała swoje zdanie, gdy bogowie zbierali się na swoich wielkich naradach. Ale niestety, ponieważ nie miała wiernych wyznawców, jej mądre słowa były często ignorowane przez resztę bogów. Bogów, którzy chełpili się mrowiem kultystów niczym paw chwali się swoim pięknym ogonem. Wtedy też pojawiła się kwestia jej wzrostu - otóż bogowie są jak nader wielu ludzi, o których mogę wspomnieć że szybciej okazują szacunek wielkim i niesamowitym niż drobnym i sprytnym, zaś Yondala ledwie sięgała wzrostem do kolan wielu innym potężnym lordom nieba.

(W) - Ale, ale babuszko... - Kepli rzekł niepewnie - Yondalla jest potężną boginią, prawda?

(B) - Owszem, latorośle, taka ona jest. Ale nawet w tamtych czasach wielu innych bogów już miało na głowie legiony czcicielu, które wspierały ich i skłaniały innych do wyznawania ich słów. Lecz Yondalla nie miała jeszcze żadnego narodu pod sobą i dlatego wielu potężnych lordów ignorowało ją, zwłaszcza po tym jak ja wyrzucili z ich rad... na jakiś czas...

(W) - Ale dlaczego mieliby to zrobić komuś tak miłemu jak Yondalla? - Petrilly chciała się dowiedzieć.

(B) - Proste, mała damo. Często słyszała, jak to różni bogowie przechwalają się, że są najmądrzejsi, najsilniejsi lub najbardziej popularnymi bóstwami ze wszystkich. Pewnego razu, gdy wszyscy z nich zebrali się na naradzie, ona zapytała "Kto z was jest największy?". Szybko rozkręciła się gorąca kłótnia, a trwała ona bardzo, bardzo długi. Zanim się skończyła to już prawie wszyscy byli wściekli na wszystkich. I postanowili zwalić całą winę na biedną Yondallę. Ot, czyż i Wielkie Ludy nie czynią tak samo?

(B) - Ale tu nie tylko o to chodziło. Wbijała klin już wcześniej, zaś konieczność słuchania dużych bogów wygłaszających swe długie przemowy i próbujących sobie wzajemnie zaimponować, było dla niej istną torturą umysłową. Myślę, że była teraz już zmęczona ignorowaniem. Wydawało się jej, że nawet ci bogowie i boginie, którzy byli jej przyjaciółmi, często traktowali ją protekcjonalnie, jakby jej rozmiar oznaczał, że nie ma więcej rozumu niż małe dziecko! Huh!

(B) - Poza tym, Yondalla jest miłą i tolerancyjną boginią. Podziwia dobroć i hojność, nie zaś cechy jakie inni bogowie posiadali w obfitości. Ale pamiętajcie, moi mali, Yondalla jest również sprytną boginią. Widziała moc, jaką wierni dawali swym bogom i tak długi czas dumała, nad możliwością znalezienia własnych wyznawców. Wreszcie bogini zadecydowała, że nie ma to tamto i trzeba poszukać.

(B) - Kepli, ogień w kominku potrzebuje kolejnej kłody... ach! Dobry chłopiec.

(B) - Yondalla opuściła Siedem Niebios i przybyła do Światów Poniżej, gdzie szukała swego idealnego wyznawcy. A było to długie i trudne poszukiwanie: większość ludów, z którymi się spotykała, miała już własne bóstwa. Mogła, oczywiście, spróbować ukraść wyznawców innym, ale to oznaczałoby kłopoty, a Yondalla nigdy nie wzniecała kłopotów, gdy istniał łatwy sposób na ich uniknięcie. Byli ludzie, którzy nie mieli bogów, lecz spoglądając na nich bogini widziała, że są okrutni, dzicy i ranili się wzajemnie bez powodu. A nie chciała kultystów, których musiałaby karcić co dziesięć minut, to postanowiła kontynuować poszukiwania.

(B) - Nie wiem, jak długo szukała. Moja stara babcia zwykła mawiać, że był to "Dzień i rok oraz rok i dzień". Ale z pewnością był to długi i męczący czas. Pewnego dnia zauważyła ona jednego z Drobnego Ludu, siedzącego nad brzegiem rzeki i łowiącego ryb. W tym momencie jej poszukiwania się zakończyły.

Stara matriarchini zatrzymała się. Nastąpiła długa, przemyślana pauza, gdy jej publiczność zastanawiała się nad historią. Niezauważony, Pedderee, napełnił pustą filiżankę czcigodnej niziołki. Wreszcie Kepli przerwał milczenie

(W) - Babciu? A skąd się wziął Małolud? Co on robił, nim znalazła go Yondalla?

(B) - Och dziecko, a któż to wie? Pamiętaj, że to były w starych, złych czasach, przed tym jak nasz lud miał farmy, wsie czy gospodarstwa. Każdy miał własną, ukrytą norkę. I to było ciężkie życie: skradanie się, chowanie. Bardziej przeżywanie na zboczach i skrawkach, zawsze nasłuchując wroga u bram.

(B) - Lecz Małolud nie bał się jak reszta. Kiedyś chwalił się, że w całym lesie nie ma potwora, którego nie mógłby przechytrzyć, i raz po raz udowadniał, że jego błyskotliwość to coś więcej niż walka z użyciem brutalnej siły. Wplątywanie wrogów w pułapkę jedną za drugą, gdy był ścigany, aż w końcu poddawali się i stwierdzali by zostawić go w spokoju. Dzięki temu byli bezpieczniejsi niż byli przez długi czas, gdyż żaden ze Złych Ludów nie chciał zadzierać z żadnym niziołkiem bojąc się, że natrafią na samego Małoluda.

(B) - Yondalla obserwowała Małoluda przez długi czas i zdecydowała, że podoba się jej to, co widzi. Oto potencjalny wyznawca, który był sprytny, odważny, życzliwy i pełen psot. Objawiła mu się i zawarła z nim umowę: gdyby Małolud zebrał wszystkich swoich rozproszonych współplemieńców do wiosek i społeczności, to w zamian za ich kult Yondalla chroniłaby ich przed wszystkimi ich, a licznymi, wrogami, dając im też życie w dostatki i spokoju.

(B) - Teraz Małylud przemyślał to i uznał, że brzmi to uczciwie, więc rzekł "Zrobione". I od tego dnia do dziś Yondalla czuwa nad naszym ludem i strzeże naszego dobrobytu, byśmy mogli być jej ludem.

(W) - A Małolud, babciu? Co z nim się stało? - zapytała Pedderee.

(B) - Stało się z nim to, drogie dziecko, że wysłała go w podróż, do wszystkich światów, w których żył jakikolwiek przedstawiciel niziołków - zachichotała siwowłosa matriarchini - lecz to opowieść na kolejną noc.

Źródła[]

  • The Complete Book of Gnomes and Halflings
Advertisement