W czasach gdy Północ była młoda, pewien ambitny mężczyzna chciał za pomocą lśniącego miecza przepędzić orków, sowoniedźwiedzie oraz inne stworzenia i wywalczyć sobie królestwo. Ów mąż zwał się Maulaugadorn. Miał twarz przystojną, dłonie szybkie i pewne, a temperament żarliwy. Zmiótł wszystkich sprzed siebie i szybko spełnił swój sen. Gdy zasiadł na nowym, jasnym tronie, z nagim mieczem, który odrąbał setki głów, na kolanach, opadł go niepokój, bowiem jego sny wypełniła pustka, choć on chciał więcej. Wtedy jego słudzy przyszli do niego z wieścią, że jego siostrę, nadobną Alandalorne, dotknęła dziwna przypadłość - z jej warg wylał się ogień, który tańczył po ciele i kończynach nieszczęsnej.
Maulaugadorn Potężny wstał i ruszył do komnaty swej siostry, która zwykła milczeć, a przemawiała za pomocą uśmiechów. Odkrył, że przypadłość rzeczywiście toczy Alandalorne i że ognie są tak żarliwe, iż biedaczka przycupnęła naga i zawstydzona w spopielonym kącie, a wszystko wokół niej dymiło. Przemówił do niej, zaskoczony. Przysięgła, iż nie wie, jak spadła na nią ta choroba. W końcu jej uwierzył i natychmiast nakazał, by poświęcono jego najlepszego konia oraz tuzin wołów Tempusowi, który był jego bogiem.
Gdy rozgorzały płomienie stosu, Maulaugadorn zakrzyknął wielkim głosem imię bóstwa i modlił się, żądając wyjawienia przyczyn choroby siostry. Z płomieni wyłonił się Wiszący Hełm, a w umyśle władcy rozbrzmiał głos Tempusa, który brzmiał niczym stal uderzająca o pancerz. Bóg rzekł, że Alandalorne nie toczy żadna choroba, lecz że natura obdarzyła ją umiejętnością przyzwania Splotu i że właśnie to miało miejsce.
Wiele bowiem istot - ludzi i nie-ludzi - potrafi czynić magię, opanowawszy taką potęgą. Osoby takie zwie się zaś zaklinaczami. - A zatem moce zaklinania to broń niczym miecz mój? - spytał od razu Maulaugadorn. Tempus odrzekł mu, że i tak być może.
Wówczas Maulaugadorn wezwał przed swe oblicze wszystkich mądrych i uczonych, jakich zdołał znaleźć, i zażądał, aby opowiedzieli mu o wszystkich sekretach zaklinania. Kiedy jednak stał sam na sam z runami, które wyrysowali, i lśniącymi substancjami, które rozsypali, nie zawładnął żadnym ogniem, choć starał się ze wszystkich sił. Strasznie go to rozgniewało. Zakrzyknął, że oszukano go, złą wolę wkładając w ten uczynek.
A wówczas z blasku dobiegł cichy głos, którego Maulaugadorn nigdy wcześniej nie słyszał. Usłyszał tedy władca, że niewielu śmiertelników potrafi samodzielnie przyzywać moc Splotu, a wszyscy inni muszą nauczyć się Sztuki splatania czarów lub używania magii tych, którzy odeszli wcześniej. Słysząc te słowa król zażądał, by ujawniła się osoba, która do niego mówi. I tak oto stanęła przed nim Mystra, Pani Tajemnic. Maulaugadorn zażądał, by przekazała mu wiedzę przekucia owej Sztuki w broń i nauczyła go nią władać.
Mystra odrzekła, że czekają go długie lata studiów i pracy, lecz że - jeśli tylko zechce - może już tego dnia wyruszyć w drogę, która z czasem doprowadzi go do władania malaugrimami. Władca zmarszczył brwi, acz nie skupił się na słowach. Widział jedynie obraz drogi ku magii, która roztoczyła przed nim swymi słowami. Z wdzięcznością przyjął czar, który umieściła w jego umyśle, by tam gorzał. W zamian za niego miał nigdy nie tłumić magii innych. Maulaugadorn, z nową bronią płonącą mu w umyśle, złożył wielkie podziękowania bogini i wybiegł z komnaty, przez co nie usłyszał jej ostatnich słów: - Sztuka nie zawsze jest darem, za który powinno się składać dzięki. Jest tym, co się z niej czyni: nowym orężem, a czasem czymś więcej.
Źródła[]
- Zapomniane Krainy: Opis Świata